Nocna zadyma przerodziła się w burzę piaskową. Głęboko nad lądem strzelały pioruny, a wiatr znad morza usilnie nie pozwalał im się przesuwać w naszą stronę. Kurz opadł na namioty, auta, motocykle zmieniając kolor na szary. Wesele skończyło się o 1.00, dzięki Dasza i Fabian! pozwoliliście nam pospać parę godzin dłużej :) Po pobudce zebraliśmy się sprawnie i przed 10 tankowaliśmy już na pobliskiej stacji. Trasa do stolicy Czarnogóry prowadzi przez miejscowości wypoczynkowe wzdłuż wybrzeża. Po lewo szare chmury kontrastowały z turkusu morza po prawo żółte wysuszone skały. Były to ostatnie chwile kiedy patrzymy na Adriatyk. Wjechaliśmy do 5km płatnego tunelu przed jeziorem Szkoderskim, które widzimy tym razem ze strony zachodniej. Ciekawe, że po tej stronie utworzono Park Narodowy z rezerwatem ptaków, a po stronie albańskiej do jeziora wyrzuca się śmieci, cóż, różne podejście do dbałości o przyrodę. Podgorica dawny Titogrod robi smutne wrażenie, a myśl że ostatnio pobili tu kibiców Legii na wyjazdowym meczu dawało do zrozumienia, że Polaków się tu nie lubi. Co innego okazywali mieszkańcy machający do nas sympatią na przejściach i z aut stojących na światłach. Dalej droga prowadziła wzdłuż rzeki Tary, która towarzyszyła nam już do samego Durmitoru. Droga była cudowną odmianą dla spalonego krajobrazu i nadmorskiej duchoty. Wreszcie napełniliśmy płuca świeżym, chłodnym powietrzem, a oczy cieszyliśmy zielonymi drzewami, pasącymi się owocami na bujnych łąkach. Po drodze mijaliśmy stragany których asortyment zmieniał się od wybrzeża z brzoskwini, fig, winogron, do miodu, orzechów, owoców lasu i grzybów wjeżdżając w głąb kraju. Jechało się świetnie, gładka droga z zakrętami, świeżość umysłów dawały nieopisaną radochę. Ciało po przejechanych 3000km dawało się już we znaki poprzez obolałe ramiona- wszystko przez nadmiar winkli. Dojechaliśmy do mostu na rzece Tarze, wielkiej konstrukcji na jeszcze większym kanionie. Ilość turystów wskazuje, że to 'must seen' w tej części kraju. Kupiliśmy pudełko świeżych jagód i poziomek oraz likiery z jeżyn wytargowując niższa cenę. W Zabijaku, który był naszym celem noclegowym zatrzymaliśmy się przy hotelu, w którym rok temu nocował Tomek z chłopakami. Tym razem to lokum i okoliczne 4 hotele były obsadzone przez wycieczki szkolne. Wygląda na to, że sezon wciąż w pełni. Po długotrwałych poszukiwaniach wbiliśmy do pokoju na poddaszu w cenie przeciętnego kempingu. Noc zapowiada się bardzo chłodno, a ciepły pokój z prysznicem wydawał się przytulniejszą opcją. Ludzie mijający nas na ulicy to inny typ turysty niż nad morzem, żadnych gołych torsów, silikonowych piersi i hałasu ścigaczy. Oboje stwierdziliśmy, że Zabljak jest jednym z najładniej położonych miejsc na naszej trasie. Wysokie góry, zieleń, jeziora i rześkie powietrze to nasz ulubiony klimat. Najwyższe czarnogórskie pasmo zwiedzimy motocyklami już jutro, tutejsze kręte wąziutkie dróżki są nieodłącznym elementem moto tripów po Bałkanach. No i pierwszy raz wyciągniemy z toreb długie rękawy.
Dystans: 200km (Ulcinj-Zabljak)



Dystans: 200km (Ulcinj-Zabljak)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz