czwartek, 10 września 2015

Ku Teplicom

Pobudka i śniadanie w ośrodku kolonijnym przypomniało nam czasy wakacyjnych wyjazdów, kiedy na stołówce stało się w kolejce czekając na mleko i kanapkę z żółtym serem. Zajęliśmy miejsca jedząc kanapeczki, a kucharz patrzył jakby chciał wyjść, bo przecież nie będzie tracił czasu na obsługę dwóch dziwaków co nawet salami nie ruszyli. Po spakowaniu zajechaliśmy zobaczyć jak ten Balaton wygląda. Turkusowo-mętna woda pełna kaczek, łabędzi i wędkarzy nastrajała spokojem. Gadu gadu a zrobiła się 11.. Siup na stacje i lecimy na Slovakie. Omijamy drogi płatne, jedziemy szerokimi prostymi, mało uczęszczanymi trasami złoty-10. Dojeżdżając do miasta Komarom przekroczyliśmy mostową granicę węgiersko-slowacką nad Dunajem. U Słowaka również omijaliśmy płatne trasy wybierając z mapy pokręcone białe dróżki. Te okazały się płynne, o super nawierzchni i znikomym ruchu, strzał w 10! Po za sfrustrowanym kierowcą Felicii, który przysporzył nam nerwów wymachując fuck'ami przez okno łykamy kolejne km z uśmiechem zerkając czasem z niepokojem w czarne niebo. No i stało się, pierwszy od 3tyg deszczyk nas dopadł. Zakładamy na stacji wyciągnięte z dna toreb kostiumy Sigmy i Pi, lecimy dalej po śliskim asfalcie. Na szczęście zostało jedyne 50km. Dojechaliśmy do Turcianskich Teplic kolo Velkiej Fatry gdzie zaklepaliśmy nocleg. Polecamy na przyszłość do tego stronę booking.com, szukaliśmy zawsze spania za ok. 20€ za pokój, co wychodziło taniej niż za kemping (20-28€), a mieliśmy zawsze ciepły kąt z łazienką, śniadaniem, wifi, bez zwijania rano wilgotnego namiotu. Zostawiliśmy Trampki pod daszkiem, a sami poszliśmy wygrzać się w pobliskim aquaparku, w którym kapaliśmy się ostatnie minuty bez prądu z powodu awarii w mieście. Jutro jedyne 150km do Istebnej, gdzie w wynajętym domku spotkamy się ze znajomymi, nie możemy się doczekać!

Dystans: 330km (Balatonlelle-Turcanskie Teplice)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz